Dzień z życia Nagashizara

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Błękitna Gildia Strona Główna -> Biblioteka gildii
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Młot Zagłady



Dołączył: 07 Lip 2005
Posty: 1074
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 12:37, 03 Lut 2006    Temat postu: Dzień z życia Nagashizara

...W sali nauczania, gdzie pracowało tego poranka siedmiu uczniów czarodzieja, nie było okien. Nie wpuszczano tam słońca, ani też światła dwóch księżyców – srebrnego i czerwonego. Co do trzeciego księżyca, tego czarnego, jego obecność dawało się wyczuć tu tak samo jak choćby w najgłębszych podziemiach, choć nie był widoczny.
Pokój oświetlały grube, woskowe świece umieszczone w srebrnych lichtarzach na stołach. W ten sposób światło można było bez trudu przenosić w zależności od potrzeb uczniów, którzy zajmowali się swymi studiami.
Był to jedyny oświetlony świecami pokój w wielkim zamku. We wszystkich pozostałych unosiły się w powietrzu szklane kule, na które rzucono zaklęcie stałego światła. Z nich promieniowała magiczna jasność rozpraszająca ponury mrok, który stale zalegał w tej fortecy ciemności. Kul jednakże nie używano w Sali nauczania z jednego bardzo istotnego powodu – w komnacie, bowiem stale działał czar rozpraszania magii. Stąd zrodziła się potrzeba używania świec i odgradzania się od wszelkich wpływów słońca czy dwóch rozsiewających blask księżyców.
Sześciu uczniów siedziało blisko siebie przy jednym stole. Niektórzy rozmawiali ze sobą, kilku uczyło się po cichu. Siódmy siedział na uboczu, przy stole po drugiej stronie komnaty. Od czasu do czasu któryś z tych sześciu podnosił głowę i z lękiem spoglądał na siedzącego osobno, a potem szybko ja opuszczał, bez względu, bowiem na to, kto patrzył i o jakiej porze, zawsze wydawało im się, że ten siódmy im się przypatruje.
Sześciu was wyjdzie, pomyślał Nagashizarr. Wyjdziecie nienawidząc mnie i gardząc mną, i żaden nie dowie się, że któryś z was zawdzięcza mi życie! Dzisiaj, bowiem jest ten dzień, dzień, kiedy arcymag wybierze sobie ucznia.
Drzwi do Sali nauczania otworzyły się ze skrzypieniem, od którego sześć ubranych na czarno postaci przy stole podskoczyło ze strachu. Nagashizarr, który przyglądał im się z krzywym uśmiecham, spostrzegł odbicie tego drwiącego uśmiechu na pomarszczonej, szarej twarzy mężczyzny stojącego w progu.
Przenikliwe spojrzenie maga przesunęło się po kolei po każdym z sześciu uczniów, sprawiając, ze każdy z nich bladł i spuszczał zakapturzoną głowę, obracając w dłoniach składniki potrzebne do zaklęć lub zaciskając pięści ze zdenerwowania.
Wreszcie arcymag skierował swe czarne oczy ku siódmemu uczniów, który siedział na uboczu. Nagashizarr wytrzymał jego spojrzenie, nawet nie drgnął, a jego krzywy uśmiech poszerzył się do grymasu szyderstwa. Arcymag ściągnął brwi. W nagłym przypływie gniewu zatrzasnął drzwi z hukiem. Sześciu uczniów podskoczyło na ten dudniący dźwięk, który przerwał ciszę.
Czarodziej wyszedł na przód Sali nauczania powolnym i niepewnym krokiem. Podpierał się laską a jego stare kości zaskrzypiały, gdy siadł na krześle. Arcymag raz jeszcze spojrzał na sześciu uczniów, którzy siedzieli przed nim, i kiedy tak im się przyglądał – ich młodym, zdrowym ciałom – sękatą dłonią pogładził pieszczotliwie wisior, który nosił na szyi na długim, ciężkim łańcuchu. Był to osobliwie wyglądający naszyjnik – pojedynczy, owalny krwawnik oprawiony w zwykłe srebro.
- Zacznijcie test – rzekł łamiącym się głosem arcymag i wbił wzrok w pierwszego sześciu.
Młodzi magowie wstawali jeden po drugim, otwierali swe księgi czarów i recytowali zaklęcia. Gdyby czar rozproszenia magii nie został rzucony na salę nauczania, wypełniłaby się cudownymi widokami. W jej ścianach wybuchałyby ogniste kule, spopielając wszystkich swym zasięgu; złudne smoki ziałyby iluzorycznym ogniem; ściągano by wrzeszczące, straszliwe istoty z innych płaszczyzn istnienia. A tak, w oświetlonej blaskiem świec komnacie nadal panował spokój i cisza, która zakłócana była jedynie przez magów wypowiadających zaklęcia i szelest kart ksiąg magicznych. Jeden po drugim magowie kończyli egzamin, po czym wracali na swe miejsca. Wszyscy spisali się wyjątkowo dobrze.
Dłoń arcymaga dotknęła krwawnika. Jego wzrok padł na Nagashizarra. – Twoja kolej, magu – rzekł. Oczy starego czarodzieja zabłysły. Bruzdy na czole pogłębiły się lekko, jakby starał się przypomnieć sobie twarz młodzieńca.
Nagashizarr wstał powoli, wciąż uśmiechając się gorzko i cynicznie, jakby wszystko to było poniżej jego godności. Potem nonszalanckim ruchem zatrzasnął swa księgę czarów. Pozostałych sześciu uczniów wymieniło posępne spojrzenia. Arcymag zmarszczył czoło, a w jego ciemnych oczach paliła się wciąż iskierka.
Nagashizarr zaczął płynnie i szyderczo recytować z pamięci skomplikowane zaklęcie. Inni uczniowie drgnęli na widok tego popisu umiejętności, posyłając mu wściekłe spojrzenia pełne nienawiści i nieukrywanej zazdrości. Zasępiona twarz przyglądającego się temu arcymaga wyrażała teraz tak przeogromny głód, że niemal rozproszył on uwagę Nagashizarra.
Stanowczo zmuszając się do nie odrywania uwagi od pracy, młody mag ukończył czar i nagle salę nauczania oświetlił oślepiający błysk wielobarwnego światła, a jej ciszę zakłócił odgłos eksplozji!
Arcymag drgnął i uśmiech znikł mu z warg. Pozostali uczniowie jęknęli.
- Jak złamałeś zaklęcie rozproszenia magii? – Zapytał gniewnie arcymag – Cóż to za dziwna moc?
Nagashizarr w odpowiedzi otworzył dłonie. W rękach trzymał kule niebieskiego i zielonego płomienia, która pałała taka jasnością, że nie sposób było na nią patrzeć. Potem z tym samym drwiącym uśmiechem, klasnął w dłonie. Płomień znikł.
W sali nauczania ponownie zapadła cisza, tylko tym razem, gdy wstał arcymag, była to cisza strachu. Wściekłość migotała wokół niego niczym płomienna aureola, gdy zbliżał się do siódmego uczniów.
Nagashizarr nie przestraszył się tego gniewu. Stał spokojnie, chłodnym wzrokiem mierząc podchodzącego doń czarnoksiężnika.
- Jak to zrobiłeś? – Zazgrzytał arcymag. Wtedy jego wzrok padł na smukłe dłonie młodego czarodzieja. Z wściekłym warknięciem złapał Nagashizarra za nadgarstek.
Nagashizarr syknął przerażony, dotyk arcymaga był, bowiem grobowo zimny. Niemniej jednak wysiłkiem woli utrzymał uśmiech, choć wiedział, że przez ten grymas jego oblicze musi przypominać trupią głowę.
- Proszek rozbłyskowy! – Arcymag szarpnął Nagashizarra ku sobie, podsuwając jego dłoń do światła świecy, by wszyscy widzieli. – Pospolity trik prestidigatorski godny wyłącznie ulicznych iluzjonistów!
- W taki sposób zarabiałem na życie – wycedził przez zaciśnięte z bólu zęby Nagashizarr. – Uznałem, że jest to akurat godne użycia wśród zbiorowiska takich amatorów, jakie zgromadziłeś, o Wielki.
Arcymag zacisnął rękę. Nagashizarr dławił się krzycząc z bólu, lecz nie szarpnął się, ani też nie próbował wycofać. Nie spuścił też oczu. Choć uścisk czarodzieja sprawiał mu ból, na jego twarzy malowała się ciekawość.
- Więc uważasz się za lepszego od nich? – Arcymag spytał Nagashizarra cichym, niemal serdecznym głosem, ignorując gniewne pomruki uczniów.
Nagashizarr musiał odczekać chwilę, zanim zebrał dość siły, by odpowiedzieć przez mgłę cierpienia. – Wiesz, kim jestem!
- Precz! – Warknął arcymag. Sześciu magów wstało, szeleszcząc czarnymi szatami. Nagashizarr również wstał. – Ty zostajesz – rzekł chłodno arcymag.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Khhagrenaxx
Gość gildii


Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 2189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Racibórz/Wrocław
Płeć: Facet

PostWysłany: Nie 12:51, 05 Lut 2006    Temat postu:

Tashlara nigdy nie miała łwoy do magii, mimo naturalnych ku temu zdolności jej ludu, mimo tego, że jej matka była potężna czarodziejka... Nie miała do tego talentu, bo ten odziedziczyła po ojcu, a było nim rozłupywanie wrażych czaszek!

Jednak magia, opowieści o niej pociagały ja - było w niej coś plugawego i niegodnego, coś zakazanego, co odkrywało się przed nielicznymi - tak też czuła się po lekturze tego opowiadania. Ciekawość pomieszna ze wstydem...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elasharr
Błękitny
Błękitny


Dołączył: 07 Lip 2005
Posty: 1003
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wawa tudzież Veas:)

PostWysłany: Śro 8:55, 08 Lut 2006    Temat postu:

"U nas w Veas nie było magów ani magii. Właściwie to nawet większość życia nie wierzyłem w jej istnienie."- pomyślał Elasharr odkładając księgę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Błękitna Gildia Strona Główna -> Biblioteka gildii Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin