Nieudana egzekcuja...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Błękitna Gildia Strona Główna -> Biblioteka gildii
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Khhagrenaxx
Gość gildii


Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 2189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Racibórz/Wrocław
Płeć: Facet

PostWysłany: Czw 11:52, 16 Lut 2006    Temat postu: Nieudana egzekcuja...

Pamiętam jak pierwszy raz spotkałam, a właściwie zobaczyłam tego nieokrzesańca... Było to gdzieś w centralnych krainach, ale w jakim to było świecie? Nie wspomnę, bo za każdym razem gdy tego próbuję, boli mnie głowa i zbiera mi się na...no wiecie na co...

To była albo wiosna albo jesień - w każdym razie było już, albo jeszcze, (wiosna? jesień?) w miarę ciepło. Woda z nieba lała się strumieniami, zupełnie jakby ziemia dzień wcześnie mocno zabalowała i próbowała teraz ugasić ten płomień... Siedziałem w jakiejś chatce, w której zatrzymałem się by wypoczać, do karczmy nie zagladałem, gdyż... Chciałem wypoczać a nie użerać się z chłopstwem i rozbijać nosy... Siedziałem i patrzyłem przez szybę wykonana z błony jakiejś nieszczęsnej krowy, na ulicę tego miasteczka, a właściwie większej wioski, patrzyłem na ziemię, na która tysiacami spadały uderzenia kropel deszczu...Ta jednak wciaż była spragniona i spijała całe te zwały wody, tak że kałuży większych jeszcze nie było... Popatrzyłem smętnym wzrokiem w kierunku karczmy - i właśnie wtedy ujrzałem go po raz pierwszy...

Był to nioziołek - jak na niziołka dość wysoki, co nie zmienia faktu, że i tak był zwyczajnym kurduplem - znaczy się nie takim znowu zwyczajnym...Chyba, że większość kurdupli jest cała w papuaskich tatuażach...Wyszedł z karczmy; woda spłukiwała jego ciało, które małe co prawda, ale jakieś takie twarde mi się wydało - odziany był w strzępy skór i generalnie sprawiał wrażenie barbarzyńcy. U pasa miał uwieszona procę. Wyszedł, obejrzał się jeszcze na drzwi, zacisnał swoja mała piastkę, pogroził świeżym, niedawno wstawionym deskom, po czym obrócił się i rozejrzał po ulicy. Patrzył - wytężył swój wzrok próbujac przebić się przez ścianę wody, co wcale nie było takie łatwe. W końcu dostrzegł coś i uśmiechnał się, w słynnym później, dziurawym uśmiechu (nie miał prawej dwójki...). Mój wzrok mimowolnie powędrował ku miejscu na które patrzył nizioł...

Przemoczona kura - to właśnie było to co wparwiło go w zadowolenie; przemoczona, zwyczajna kura... Zaczał iść w jej kierunku, skradał się na palcach zupełnie jakby żywił wobce niej jakieś niecne zamiary, zupełnie jakby była to zaklęta w ptaka nimfa wiejska, która chciał uwolnić od nienaturalnego dla niej kształtu i...No wiadomo co. Tak czy siak skradał się, skradał, aż w końcu znalazł się w niedużej od zwierzaka odległości. Właściwie nie wiadomo czemu się skradał - przecież kury z reguły sa oswojone...

Nie wiadomo też czemu nie podszedł bliżej, a skoczył z - patrzac po jego wzroście i możliwościach - nadal dość znacznej odległości... Jego małe łydki stężały po czym wybiły go w górę - leciał pięknie, tylko że o jakaś stopę za krótko, spadł w błoto tu przed kura, która wystraszona odbiegła kawałek dalej. W momecje poderwał się na nogi - zrobił to nad wyraz sprawnie, nawet jak na niziołka... Szybkim ruchem sięgnał po procę, przełożył kamyk, który widocznie znalazł się pod ręka po jego nieudanym zmachu na kwokę, przełożył go do drugiej, załadował, zamachnał się i - jakże by mogło być inaczej - trafił potmoka dinozaurów w głowę, który padł nieprzytomny. Teraz dopiero zmazał błoto, które pokrywało mu twarz - może nie tyle zmazał co rozmazał... Podszedł do ptaka, zatarł ręce zadowolony i w tym momencie skrzypnęły drzwi - znaczy się prawdopodobnie skrzypnęły, gdyż odwrócił się i zmierzył potężna kobietę, która z wałkie w jednej ręcę, a tasakiem w drugiej rozpierała się we framudze... Coś krzyknał, jednak to nie poskutkowało...

Kobieta raźnym krokiem ruszyła w jego kierunku potrzasajac narzędziami zbrodni... Niziołek długo się nie zastanawiajac siegnał do małej sakiewki, wyciagnał kulkę ołowiana i strzelił kobietę w głowę... Ta stanęła, po czym zrobiła krok w prawo, lewo i .... padła na ziemię jak długa... Po chwili w drzwiach zjawił się chudy maż - skończył podobnie, co było błędem niziołka, gdyż chciał on mu najprawdopodobniej podziękować...

Po jakimś czasie nieprzytomny niziołek był prowadzony poprzez wściekły tłum do lochu - egzekucja, znaczy się sad, miała się odbyć następnego dnia...

Następny dzień był ładnym dniem. Słońce świeciło mocno, zupełnie jakby to było lato, a lato to chyba nie było, bo była to wiosna...albo jesień..?Tak czy siak był ciepło, nawet za ciepło, ziemia parowała pod rozgrzanym spojrzeniem swego złotego kochanka... Małe kaczuszki brodziły w kałużach pod pilnym okiem swoich matek, psy kręciły się wokół drewnianej konstrukcji, która nadzwyczaj szybko wzniosło wczesnym rankiem, leniwe zazwyczaj, chłopstwo...

Na szubienicy stał nioziołek, Behemotem zwany - jak to zostało przedstawione przez sołtysa w wyroku, który zapadł w rekorodwo krótkim prociesie. Winny śmierci Wielkej Wilmy i Chudego Jacka, ich syna - naszego kowala - Ciężkiego Jona, Sprytnego Zbysława - naszego barda i jeszcze kilku mniej znacznych mieszkańców... - sołtys był zdecydowanie zły na intruza, przez którego musiał wstać tak wcześnie, chciał to już mieć za soba i wrócić do łóżka, w którym ktoś na niego czekał...Ktoś z pierwszego rzędu widzów coś krzyknał, po czym sołtys dodał: no i jeszcze winny śmieci kury, która wcale nie była jego...No... - rozejrzał się nerwowo, wszyscy na coś czekali, a on przecież powiedział już swoje... No winny i skazany na stryk - dodał po chwili. Skinał na kata, o którym wszyscy wiedzieli, że to szynkarz Gruby Henry - a który tak czy siak musiał cieszyć się szacunkiem, mimo że był katem - bo przecież był też szynkarzem i to u niego się piło - pod tym względem była więc to wieś wyjatkowa - wszyscy lubili kata...

Kat podszedł, założył nioziołkowi pętlę na szyję, ten w ogóle nic sobie z tego nie robił, zupełnie jakby nie docierało do niego, że za chwilę jego ciało będzie się prężyć i podrygiwać, a on będzie goraczkowo starał się znaleźć grunt pod nogami...Patrzył w kierunku lasu...

Pod lasem stał pewien Elf, obserwował to wszystko niechętnym wzrokiem, właściwie cały czas zastanawiał się czy warto ratować tego szubrawca - w sumie spróbować można - szansa, że się uda, z tej odległości to i tak jakieś jeden do dwudziestu... Popatrzył na swego towarzysza - dziwnego jegomościa odzianego na czarno, któremu źle z oczu patrzyło i spytał To co Viluś? Strzelać? "Viluś", a właściwie Vilender - czarodziej, zaklinacz, nekromanta i nekrofil, skinał głowa i wysapał Dajesz, Strumyk. Elf, a właściwie Quarion Sianodel - Księżycowy Strumień - wyjał strzałę, spokojnie wymierzył i wypuścił... W tym samym czasie kat zwolnił zapadnię... Tłum dopiero po kilku sekundach zmiarkował co się stało...

Niziołek biegł w kierunku lasu, śmiejac się przy tym co chwila i próbujac uwolnić się z więzów. Kilku co bardziej krewkich rzuciło się za nim, większość psów również, na nic się to zdało - niziołek był barbarzyńca, poruszał się wyjatkowo szybko...

Kto wie co by było gdyby strumień nie trafił...Ile antałków miodu spokojnie by jeszcze stało na półkach, ile dziewczyn jeszcze mogłoby chwytać jednorożce...Kto wie?

Behemot wiedział, że wszystko to przed nim...powietrze świszczało w jego dziurawym usmiechu, który nie schodził mu z twarzy...


Ostatnio zmieniony przez Khhagrenaxx dnia Czw 12:12, 16 Lut 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Błękitna Gildia Strona Główna -> Biblioteka gildii Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin