Śmiech to zdrowie - każdy Ci to powie (od 18 lat;))
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 15, 16, 17  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Błękitna Gildia Strona Główna -> Luźne tematy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Wto 18:12, 16 Maj 2006    Temat postu:

Fajne Smile . No to też coś dodam:
Na początek coś bardzier makabrycznego:

- Grają dzieci na brzytwie i coraz szerzej się uśmiechają
- Idzie Jasio przez pole minowe i coraz dalej wymachuje rączkami
- Dlaczego saper ma tak rozrywkową prace? Bo zawsze może się rozerwac.

No to teraz normalne:

Na księżycu ląduje Armstrong, już ma recytowac swoje zdanie "To mały krok dla człowieka...", a tu za skały wychodzi rosjanin. Armstrong zdziwiony:
- Co ty tu robisz?
- Wiesz nasz rząd jest lepszy od waszego i załatwili, że jesteśmy tu szybciej
Amerykanin kończy sentencje, a za innej skały wychodzi Chinczyk.
- Z kąd tyś się tu wziął?
- Nas jes bardzo duzo, wlaz jeden na drugi, a ja byl na scycie i jestem tu
Armstrong nie przejął się tym zbytnio, idzie wybic flage, już ma ją wbic i za kolejnej skały wychodzi Polak.
- Czegoś tu chciał - pyta już zdenerwowoany Armstrong
- Daj mi spokój, z wesela wracam...

--------------------------------------------------------------------------------------

Żona zabawia się z kochankiem, gdy nagle słyszy zgrzyt klucza w zamku.
Przerażona zaczyna się modlić:
- Boże spraw, żeby czas się cofnął o godzinę!
Nagle słyszy głos z góry:
- Dobrze, ale kiedyś utoniesz.
Wszystko się udało, mąż się nie dowiedział. Od tego dnia kobieta unika wszelkich akwenów wodnych.
Pewnego dnia jednak dostała wiadomość, że wygrała wycieczkę statkiem po Karaibach.
Po chwili zastanowienia mówi sobie:
- Popłyne, raz się żyje, a może nic się nie stanie.
Rejs przebiega spokojnie, aż nagle nadciąga sztorm.
Kobieta znów się modli:
- Boże chyba mnie teraz nie ukarzesz? Nie zabijesz razem ze mną trzystu niewinnych kobiet.
- Niewinnych???
Ha! Ja was dziwki przez pięć lat zbierałem do kupy!

--------------------------------------------------------------------------------------

Józek od zawsze robił to co lubił : wślizgiwal się do wyrka robił to i owo i od razu zasypiał.
Pewnego dnia obudził się obok podstarzalego faceta
ubranego w bialy szlafrok.
- Co ty do k--wy nędzy robisz w moim łóżku?
...I kim do ch--ery jesteś? - zapytal facet.
- To nie jest twoja sypialnia.
Jestem Św. Piotr i jestes w niebie - dodał.
- Że co?! Twierdzisz, że jestem martwy? Nie chce umierac, jestem na to jeszcze za młody!
Chcę natychmiast wrócic na Ziemie!
- To nie takie proste - odpowiedzial swięty.
Mozesz wrócic jako kura, albo jako pies.
Wybór nalezy do ciebie
Józek pomyslal przez chwile i doszedł do wniosku, że bycie psem jest
stanowczo za bardzo męczące, a życie kury wydaje się być miłe i relaksujące.
Biegnie po zagrodzie z kogutem nie moze być złe. "Chcę
powrócic jako kura" - odpowiedzial.
W kilka sekund pózniej znalazl sie w skórze
całkiem przyzwoicie upierzonej kury. Nagle jednak poczuł, ze jego kuper zaraz eksploduje.
Wtedy podszedł do niego kogut.
- Hey! To pewnie ty jestes ta nowa kura,
o której mówil mi Sw. Piotr - powiedział kogut
Jak ci sie podoba bycie kurą?
- No jest ok, ale mam to dziwne uczucie, że mi kuper zaraz eksploduje -
- Ooo, no tak.
To znaczy, że musisz zniesc jajko - powiedzial kogut
- Jak mam to zrobic?
- Gdaknij dwa razy i zaprzyj sie jak najmocniej
potrafisz.
Józek zagdakał i zaparl sie jak najmocniej potrafil.
Nagle "chlus" i jajko bylo juz na ziemi. "Lol to bylo zajebiste"
powiedzial Józek.
Zagdakał jeszcze raz, zaparl sie i wypadło z niego kolejne jajo.
Za trzecim razem, gdy zagdakał usłyszal krzyk swojej zony :
"Józek co ty k--wa robisz! Obudź sie! Całe łóżko zas--łeś"

--------------------------------------------------------------------------------------

Amerykanie szykują się do misji Apollo I. Start odbył się byz zarzutu. Jednak gdy jeden z kosmonałtów próbował coś napisac okazało się, że tusz w długopisach nie zdziała w stanie nieważkości. Gdy prom wrócił na ziemie, rząd amerykański storzył długopis piszący w każdych warunkach, w każdą strone i nawet po szkle. Na to przetsięwzięcie wydali 2 mld dolarów. Gdy Polacy staneli przed podobnym problemem, użyli ołówków.

I ostani kawał (nie pamiętam gdzie go czytałem, mam nadzieje, że nie z tego tematu)

Kowalski idzie się wyspowiadac
- Proszę księdza zgrzeszyłe, używałem wielu wulgarnych słów.
Ksiądz daje mu jakąś pokute i kazał uważac na to co mówi
- Ale proszę księdza, niech ksiądz pozwoli, że się wytłumacze.
No więc, w zeszłą niedziele poszedłem z kolegami na golfa, akurat była moja kolej i gdy udeżyłem, piłka poleciała w las.
- No cóż, nie byłeś w kościele i bóg cię pokarał - powiedział spokojnie ksiądz
- Nieee... Okazało się, że leży w takim miejscu, że łatwo ją wybic. Ale jak podchodziłem, piłeczkę porwała wiewiórka...
- Aaa... i wtedy zaklnąłeś
- Nie. Pobiegłem za wiewiórką, a tą złapał orzeł i poleciał
- No i wtedy zaklnąłeś
- Gdzieżby tam. Jak tak leciał, to wiewiórka póściła piłkę która upadła 10 cm od dołka
- No tylko mi k--wa nie mów, że spier--liłeś to udeżenie.
Powrót do góry
Khhagrenaxx
Gość gildii


Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 2189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Racibórz/Wrocław
Płeć: Facet

PostWysłany: Wto 20:17, 16 Maj 2006    Temat postu:

Z wesela Very HappyVery HappyVery Happy Uwielbiam tego typu kawały, inne też fajowe, ale Wink

Cytat:
Amerykanie szykują się do misji Apollo I. Start odbył się byz zarzutu. Jednak gdy jeden z kosmonałtów próbował coś napisac okazało się, że tusz w długopisach nie zdziała w stanie nieważkości. Gdy prom wrócił na ziemie, rząd amerykański storzył długopis piszący w każdych warunkach, w każdą strone i nawet po szkle. Na to przetsięwzięcie wydali 2 mld dolarów. Gdy Polacy staneli przed podobnym problemem, użyli ołówków.


Z tego co wiem to autentyk, tylko, że nie chodziło o Polaków, a o Rosjan (i nie wiem czy kwota wydana przez Amerykanów była tak ogromna) Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Severus Raginis



Dołączył: 04 Wrz 2005
Posty: 903
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: kraków

PostWysłany: Śro 17:07, 17 Maj 2006    Temat postu:

Też o tym słyszałem Razz A ta kwota mocno przesadzona (już prędzej 20 mln) jest i nie sądzę, żeby zawrócili prom z tego powodu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow of Kain



Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: From the pagan side...

PostWysłany: Czw 9:39, 18 Maj 2006    Temat postu:

do reprezentacji polki dolacza murzyn.na pierwszym zgrupowaniu,przy odprawie janas bierze pilke,rysuje na scianie kwadrat i uderza w niego pilka mowiac w strone murzyna:pilka-bramka-byc dobrze,pilka-nie kwadrat-byc zle.murzyn sie wnerwia,wstaje i mowi:panie trenerze,mieszkam tu 20 lat,mam zone polke,studiowalem filologie polska i mowie po polsku lepiej niz nie jeden polak,wiec prosze mowic do mnie jak do czlowieka ,a nie jak do malpy!.
janas poczerwienial na twarzy,spuscil wzrok i mruknal pod nosem:ale ja mowilem do Rasiaka...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
churchillek
Przyjaciel gildii


Dołączył: 11 Sty 2006
Posty: 885
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:40, 18 Maj 2006    Temat postu:

mialem jakis klopot z linkiem ale mam nadzieje ze teraz juz dziala :/
[link widoczny dla zalogowanych]
jezeli nie to film nazywa sie Human beatbox Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Khhagrenaxx
Gość gildii


Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 2189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Racibórz/Wrocław
Płeć: Facet

PostWysłany: Czw 19:08, 18 Maj 2006    Temat postu:

Temat ma w nazwie 'dozwolone od lat 18' więc myślę, że nikogo nie zbulwersuję tym kawałem... Poza tym przekleństwa nie raz się pojawiały w tych kawałach;)

10 najsłynniejszych powiedzonek w historii, które zawierały przekleństwo:

1 "Co to kurwa było?" - Burmistrz Hiroszimy
2 "Skąd się wzięli ci wszyscy pieprzeni Indianie?" - Generał Custer (Little Big Horn)
3 "Każdy pieprzony idiota może to zrozumieć!" - Einstein
4 "Ona tak naprawdę wygląda, do kurwy nędzy! " - Picasso
5 "Jak to, kurwa, rozwiązałeś?" - Pitagoras
6 "Co ty chcesz mieć na tym pieprzonym suficie?!" - Michał Anioł
7 "Kurwa, nie przypuszczam żeby teraz spadł deszcz" - Joanna d'Arc
8 "Pierdolona ulewa!" - Noe
9 "Potrzebna mi ta parada jak pieprzona dziura w głowie" - J.F. Kennedy
10 "A kto się kurwa dowie?" - Bill Clinton
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eluthiel
Gość gildii


Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 287
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Dama

PostWysłany: Pią 4:17, 19 Maj 2006    Temat postu:

KRÓTKI PRZEWODNIK PORÓWNAWCZY PO RELIGII I FILOZOFII.




Taoizm:
Zdarza się wdepnąć w gówno
Konfucjonizm:
Konfucjusz powiada: "zdarza się wdepnąć w gówno".
Islam:
Jeśli wdepnie się w gówno to jest to wola Allacha
Buddyzm:
Jeśli wdepnie się w gówno, to nie jest to gówno.
Katolicyzm:
Wdeptujesz w gówno, bo jesteś grzeszny.
Kalwinizm:
Wdeptujesz w gówno, bo się opieprzasz.
Judaizm:
Dlaczego w to gówno wdeptujemy właśnie my ?
Luteranizm:
Jeśli wdeptujesz w gówno, uwierz, a nie wdepniesz więcej.
Prezbiterianizm:
Jeśli ktoś ma wdepnąć w gówno, to niech to nie będę ja.
Zen:
Czym jest gówno ?
Jezuityzm:
Jeśli wdepniesz w gówno i nikt tego nie poczuje, to czy ono
na prawdę śmierdzi ?
Christian Scnce:
Jeśli w depniesz w gówno, nie przejmuj się - to samo
przejdzie.
Hedonizm:
Jeśli wdepniesz w gówno - raduj się.
Adwentyści Dnia Siódmego:
Jedynie w soboty nie wdeptuje się w gówno.
Hare Krishna:
Równo w gówno. Rama, rama, om, om...
Rastafarianizm:
Sztachnijmy się tym gównem.
Hinduizm:
Wdeptywało się już w to gówno.
Mormonizm:
Wdeptywało się już w to gówno i wdeptywać się będzie.
Ateizm:
Nie ma w co wdepnąć.
Agnostycyzm:
Może jest w co wdepnąć, a może nie.
Stoicyzm:
No i wdeptuje się w gówno. Co z tego ? Nie rusza mnie to.
Świadkowie Jeh.:
Wpuść nas, a powiemy ci, dlaczego wdeptuje się w gówno.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Khhagrenaxx
Gość gildii


Dołączył: 15 Paź 2005
Posty: 2189
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Racibórz/Wrocław
Płeć: Facet

PostWysłany: Pią 9:21, 19 Maj 2006    Temat postu:

Laughing Laughing Laughing Dobre Very HappyVery HappyVery Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Azareus
Uduchowiony


Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1703
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Facet

PostWysłany: Pią 11:17, 19 Maj 2006    Temat postu:

Ostro XDXDXDXDXDDXDXDXDXDXDDXDXD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Shadow of Kain



Dołączył: 02 Lut 2006
Posty: 62
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: From the pagan side...

PostWysłany: Pią 13:30, 19 Maj 2006    Temat postu:

Luteranizm:
Jeśli wdeptujesz w gówno, uwierz, a nie wdepniesz więcej.


mogłoby sie nazywać matrixizm...podobna filozofia ;p
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Pią 19:30, 19 Maj 2006    Temat postu:

Heh...kawały tego typu co Jennahanowy Wink
Leżą dwa jajka na patelni. Jedno mówi do drugiego:
-Gorąco tu, co nie?
-AAA! Gadające jajko!

Wchodzi mąż po pracy do domu. Patrzy a tu żona patelnię szoruje.
-Co robisz?! Nie szoruj po teflonie!
-Sam jesteś poteflon!

i coś jeszcze
Dlaczego koledzy przed meczem klepią Rasiaka po plecach?
Bo trzeba odpukać w niemalowane drewno.
Powrót do góry
mat27
Błękitny
Błękitny


Dołączył: 07 Lip 2005
Posty: 835
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z domu
Płeć: Facet

PostWysłany: Pią 19:49, 19 Maj 2006    Temat postu:

Co chcecie od Rasiaka? strzelił bwie bramki niezwykle wymagającym Wyspom Owczym, które jak każdy wie są potentatem (albo impotentem już nie pamiętam) piłki nożnej, a nasi następni rywale Bangladesz i Uganda już trzęsą portkami ze strachu, chociaż zapowiadają równą walkę.

- Jakie jest najlepsze zdjęcie Rasiaka?
- Zdjęcie z boiska

To ja opowiem też coś śmiesznego:

Pewien pan nie mógł znaleźć sobie kobiety, więc poszedł dnia pewnego do biura matrymonialnego, prosił o kontakt z jedną z klientek, no ale tych było akurat jak na lekarstwo, a raczej gorzej bo nie było ich w cale, chociaż nie, była jedna, ale jak się dowiedział od pracownika biura była jedna kobieta, stanu wolnego, miała tą wadę, że była okropnie brzydka, paskudna jak noc listopadowa, ale miała też i dobrą stronę, cudnie, przepięknie śpiewała. Mężczyzna był już na tyle zdesperowany, że było mu wszystko jedno i się z nią umówił za pośrednictwem biura w jego domu.
O umówionej porze ktoś zadzwonił do drzwi. Facet otworzył drzwi, patrzy i rzecze:
- śpiewaj k....a, śpiewaj

wiem wiem, może nie śmieszne ale jak opowiedział nam to na lekcji nauczyciel to śmialiśmy się przez dobre 10 minut, ten kawał jest dobry do przekazu ustnego, a nie pisemnego, niemniej zapodałem, drugi też w tym stylu

Jasio poszedł do nowej szkoły, jego pierwą lekcją miał być język niemiecki. No wchodzi do klasy i pani przeprowadza z nim wywiad:
- Jasiu znasz jakąś piosenkę po niemiecku?
- Nie proszę pani
- A może jakiś wierszyk?
- Nie proszę pani
- A jakieś zdanie, słowa, cokolwiek?
- No to coś znam, jedno zdanie
- W takim razie pochwal się nam
- Postrawiam wschystkich pielgschymuw z Polski

To by było na tyle z moich przebłysków komediowych.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Azareus
Uduchowiony


Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1703
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Facet

PostWysłany: Sob 7:53, 20 Maj 2006    Temat postu:

Mat wrócił do domu,chyba mi brzych odpadnie,a mięsień piwny zmaleje .
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Azareus
Uduchowiony


Dołączył: 06 Gru 2005
Posty: 1703
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Facet

PostWysłany: Sob 20:03, 20 Maj 2006    Temat postu:

Teraz coś o Gothicu 2,zdejmijcie gacie bo się w nie zesracie


… Leżę sobie tu już jakiś czas i żrę te obrzydliwe chrząszcze i ich nawet smaczne odchody, ale najgorsze jest to, że nie mam "bagiennego". W mojej kieszeni znajduje się woreczek wypełniony skrętami, ale nie umiem go wyjąć przez ten cholerny głaz, który mnie przygniata.

Nagle poczułem gorąco, z początku myślałem, że ktoś chce mnie dobić kulą ognia, ale to nie było to, było mi coraz cieplej aż nagle zacząłem się kurczyć i znikłem. Spostrzegłem Xardupka, który odpierdzielał jakiś taniec, coś w stylu break dance'a, albo tak jakby upadł na ziemie i miał padaczkę. W tym czasie Unosiłem się bezwładnie nad ziemią i zacząłem promieniować. Moja wspaniała zbroja rozprysła się na tysiące kawałków, po czym krzyknąłem: "Nie! Moje bagienne!"
I stało się, paczuszka przepadła. Gdy się od ocknąłem, wyskoczyłem do Xardupka i chciałem go zdzielić moim Urizielem. Cholera, przecież Xardupek jest nieśmiertelny i nie mam Uriziela. Hmm, to jest Gothic 2 może tu da się zabić tego zgreda...
Xard się odezwał:
- W Gothic 2 też jestem nieśmiertelny, więc na próżno tak rozmyślasz, a po drugie straciłeś swoje siły i częściowo pamięć.
- Kurcze, myślałem, że nie mówię tego na głos. - Odparłem.
- Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę powtarzać, masz pewne zadanie: musisz odzyskać Oko Innosa, oczywiście z mnóstwem pobocznych questów. A kiedy wszystko pójdzie według planu, będę wszechpotężny i w Gothic 3 nikt mi nie podskoczy. Buhaha! Nie powinienem tyle smoglić...
- No dobra, co mam teraz robić?
- Idź do miasta, zapoznaj się z nowym światem.
- Ok, to na razie.
- Nara.
- Aha, jakby coś się zmieniło w planach to napisz mi na GG, OK?
- Nie ma sprawy.

Wyszedłem z wieży Xardupka i jak to zwykle bywa na początku gry znalazłem trochę kiepskiego uzbrojenia. Idę dalej i spotykam wilka, to już pominę, przyjmę to z honorem jak prawdziwy mężczyzna: "Aaaaa!!! Pomocy, niech ktoś mi pomoże!". Zacząłem biec w stronę wilka i pięknym unikiem go ominąłem, następnie uciekałem przed tą bestią krzycząc o pomoc. Tak minąłem Kola stojącego przy jakiś schodach, coś tam bełkotał do mnie, ale mój krzyk był silniejszy, biegnąc dalej minąłem jakąś farmę. Ujrzawszy miasto postanowiłem czym prędzej się tam udać, gdyż tam mnie chyba obronią. Dotarłem do bramy gdzie schwytali mnie strażnicy. Wyrywałem się im i powiedziałem, że goni mnie straszliwa bestia, przed którą chcę się schronić. Strażnik rzekł do mnie:
- Jasne, jasne, a mój dziadek to KaiRo, niby gdzie jest ta straszliwa bestia?

Odwróciłem się, ale jej nie było.
- Fuck, ale zrobiłem z siebie idiotę.
- No, to prawda. - Odpowiedział strażnik nieprzeciętnej budowy. - Dobra, miałeś niezłą ściemę, więc możemy cię wpuścić...
- Super!
- Nie, czekaj. Twoje łachmany mi się nie podobają, skombinuj coś lepszego, to wtedy cię wpuszczę.

No fajnie, skąd mam wziąć nowe ciuchy? Wiem, pójdę na tą farmę, koło której przebiegałem, może tam uda mi się zwinąć jakiś ciuch. Gdy dotarłem na miejsce, podszedłem do jakiegoś farmera imieniem Lobart, popatrzał się na mnie i powiedział:
- Hej, to ty jesteś tym idiotą, co przebiegł tu przed chwilą i darł mordę! Wyglądałeś jakby goniło cię stado zębaczy, mieliśmy niezłą polewkę.
- Hehehe, bardzo śmieszne.
- Nawet nie wiesz jak bardzo - hahaha! Więc co cię sprowadza do tej za...nieczyszczonej przez ścierwojady krainy?
- Właściwie to przez Xardupka tu jestem.
- Co?! No to się policzymy...
- To znaczy przyszedłem kupić u ciebie jakieś ubranie, jeśli masz...
- No pewnie, że mam. Znajdziesz je w kufrze, obok mojego wyra.
- Spoko, dzięki.
- Nie ma sprawy.

Po tej rozmowie szybko poszedłem i wziąłem ciuchy. A podobno AI NPCów miało być wysokie. Strażnik bramy wreszcie mnie przepuścił. W końcu jakaś cywilizacja, no i mogę coś sobie kupić Smile. Odbiłem do pierwszego lepszego kupca:
- Dawaj najlepszy towar jaki masz, mam pewne plany na dzisiejszy wieczór.
- Co? Ekhm... tu się nie pali, idź stąd, bo będę miał kłopoty.

Co za... Idę dalej, wlazłem do jakiejś chaty i pytam się:
- Hej, masz trochę zielska?
- Widać, że jesteś tu nowy. Tu zioło jest zabronione
- CO!? Te miasto schodzi na psy, cholera przecież w G2 nie ma psów, no to na ścierwojady!
- Nie wyglądasz mi na szpiega, dlatego powiem ci gdzie można kupić trochę tego i owego... - Od razu zrobiło mi się lepiej. - Idź na plac wisielców,
spotkasz tam Abuijina, podejdź do niego i powiedz...

Wyszeptał mi do ucha co mam powiedzieć i czym prędzej wyruszyłem do Araba. Jest. Widzę go, podszedłem do niego i mówię to, co mi kazał kupiec Bosper:
- Ładną mamy dziś pogodę.
- Śnieg pada tylko latem.
- (yyy, co tam miało dalej być, yyy, a już wiem) Orkowie noszą baletki.
- Elvis wciąż żyje.
- Lubię wciągać zielony dym.
- Przysłał cię Bosper?
- Tak
- Ile chcesz?
- A ile masz?
- Dużo?
- To daj wszystko.
- 120 złota proszę.
- Nie mam tyle.
- Skoro Bosper cię tu przysłał, to musi mieć do ciebie zaufanie, więc zapłacić możesz za 7 dni i 7 nocy.

No to teraz musze znaleźć tylko jakieś ustronne miejsce gdzie mógłbym sobie popalić. Szukając miejsca na zieloną libację, trafiłem do jakiegoś portu i spytałem się żula:
- Hej. Nie wiesz przypadkiem gdzie tu można spokojnie zajarać?
- Teraz jesteś w melinie, czyli w dzielnicy portowej, tu nie musisz się przejmować, że ktoś cię wkopie, jedyne, czego możesz się tu obawiać to pobicia, albo kradzieży.

Posłuchałem jego rady i trzymałem a cenny woreczek mocno trwał w moich rękach. Znalazłem jakieś ustronne miejsce gdzie mógłbym "odpocząć". Obok stała jakaś kobieta, podeszła do mnie i zaczęliśmy rozmawiać:
- Może chciałbyś się zemną zabawić?

Widząc, że kobieta ta nie posiada żadnych kobiecych wdzięków - odmówiłem.

Siadłem pod murem, ja byłem w niebie, a ona gotowała zupę. Przyglądałem się jej i im więcej wypaliłem, tym piękniejsza stawała się ta kobieta, po pewnym czasie byłem tak napalony, iż podszedłem do niej i powiedziałem, że zmieniłem zdanie, co do jej propozycji. Strasznie się ucieszyła i czym prędzej poszliśmy do wyra. Było cudownie, ale rankiem gdy się obudziłem, już tak nie było, wtedy magia "bagiennego" przestała działać i ujrzałem z powrotem jej prawdziwe "piękno". Wybiegłem z chaty i zwymiotowałem do kotła z zupą. Potem ruszyłem na poszukiwania kasy.
Postanowiłem żebrać, wiem, wiem, nie da rady uzbierać 120 złota w 6 dni, ale od czegoś trzeba zacząć. Chodziłem tak od jednej chaty do drugiej, odwiedzając kolejne chaty. Trafiłem gdzieś, a tam koleś coś robi przy stole alchemicznym, wystrój tego pomieszczenia przypominał mi moje stare czasy, gdy siedząc w celi rozmawiałem z takim samym kościotrupem, jaki stał przy regale.
- Jak dobrze, że cię widzę. - Przywitał mnie Ignaś.
- My się znamy?
- Mam dla ciebie propozycje nie do odrzucenia. Zgadzasz się?
- No, yyyy...
- To dobrze, weź ten zwój i użyj go na jakiejś osobie, którą wcześniej bardzo rozłościłeś, pobiłeś czy coś w tym stylu.
- A co będę z tego miał?
- Cholera, wy myślicie tylko o jednym, zrób to dla dobra nauki.
- W takim razie musimy się pożegnać.
- Nie! Czekaj, mam pomysł, pójdziesz późnym wieczorem do gospody „Pod tłustym cielaczkiem”, będzie tam przesiadywał taki jeden zamuł Valetanio. Zawsze siedzi tam do późnej nocy i potem idzie do domu. Poszedłbyś za nim, wciosał mu i użył mojego zwoju. W ten sposób owca będzie syta i wilk cały.
- Hhhrrr... pss.. hhhrrr... pss...
- Teraz idź zrobić to, co ci powiedziałem.

I tak uczyniłem. Poszedłem do gospody i czekałem aż Valetanio wyjdzie, ten gość ma naprawdę twardą głowę, przesiedział tam całą noc popijając piwko. W końcu wstał i ruszył do swojej chałupy. Kiedy uznałem za stosowne, wkroczyłem do akcji:
- W imię nauki! Aaaaa!!!

Gdy biegłem, koleś zaczął iść zygzakiem i nie trafiłem go.
- Co ty do licha robisz!? - Krzyknął mój cel.

Wyjął swoją pajtałę (miecz). Pogruchotał mi wszystkie kości i na końcu zabrał mi lagę, zwój z zaklęciem od Ignasia i co mnie bardzo wkurzyło - moje
10 roślinek. To wzbudziło we mnie chęć zemsty, ale najpierw musiał mnie ktoś stąd pozbierać.

I znów sobie leżę ze stłuczonym pyskiem przez jakiegoś bogatego pijaczka. Mam nadzieję, że nie będę tak zaczynał w każdej części mojej historyjki. Minęło parę godzin, słońce zaczęło wschodzić i wreszcie ktoś mnie zauważył, był to mag ubrany w niebieską szatę. Położył obie ręce na mojej piersi. Myślałem, że jest to zboczeniec, który znalazł okazję i chciałby to wykorzystać, ale nagle powiedział do mnie „Uspokój się, nikt nie chce cię skrzywdzić”. Wypowiedział jakąś formułkę i nagle poczułem się lepiej, mogłem już wstać.

- Co się stało mój drogi?
- Eee yyy… nic takiego po prostu tak się schlałem, że nie doszedłem do domu.
- Hmm… Rozumiem.
- Dzięki za pomoc
- Niema za co. Niech Adanos będzie z tobą.

Szybko go spławiłem, ponieważ nie chciałem się przyznać, co tak naprawdę zaszło tej nocy. Udałem się teraz z powrotem do Ignasia i powiedziałem mu, co się stało podczas próby wykonania jego zlecenia.

- Ale z ciebie leszcz, powinienem zlecić to zadnie komuś innemu. Wyjdź stąd i nigdy nie wracaj.
- Nie. Daj mi jeszcze jeden zwój i teraz załatwię to tak, jak trzeba.
- No dobra, ale jak tym razem znowu się na tobie zawiodę, to popamiętasz mnie!

Wziąłem zwój i wyszedłem z chaty, teraz musiałem tylko obmyślić plan jak złoić tyłek Vletaniowi. Szedłem i rozmyślałem, po chwili zaczepił mnie jakiś kowal, zwał się Carl i zaczął do mnie nawijać.

- Czy to ty jesteś tym nieustraszonym, który zaspokoił Eddę?
- Yyy, no tak się składa, że to jestem ja.
- Och mistrzu, dziękuję ci, jesteś nieustraszony.
- Za co mi dziękujesz?
- Edda ciągle nalegała, żebym ją zaspokoił. Już tak długo mnie prosiła, że prawie się zgodziłem, ale zjawiłeś się ty i zrobiłeś to, co dla innych było nie możliwe. Jesteś wszechpotężny. Muszę ci jakoś wynagrodzić te męki.

- Nie musisz.
- Naprawdę? To wspa…
- To znaczy jest coś co mógłbyś dla mnie zrobić.
- Ahh, skoro muszę.
- Pomożesz mi załatwić Valetanio.
- Tego pedała? Nigdy w życiu, brzydzę się nim, ty nie wiesz co on robi kiedy wszyscy śpią!
- Co?
- Lepiej, żebyś nie wiedział. Też chciałem wiedzieć i teraz mam senne koszmary.
- No dobra, lepiej nie ryzykować.
- Może odwdzięczę ci się w inny sposób…

Zgodziłem się. Powiedział, że może mnie podszkolić trochę w sile, no i dał mi 30 sztuk złota. Więc postanowiłem na początku znaleźć jakiś porządny oręż. Poszedłem na targ i kupiłem u Sary dobry krótki miecz. Wziąłem go do ręki, ale nie mogłem go podnieś, wtedy przypomniałem sobie o Carlu. Poprosiłem go, żeby ze mną potrenował i nagle w mgnieniu oka stałem się silniejszy, prawie tak jak w Szmatrixie. Podniosłem miecz bez żadnego problemu i zacząłem nim machać.
- Machasz tym mieczem jak żółtodziób. - powiedział Carl - Nawet z lepszym mieczem nie pokonasz tego gościa.
- A tam pierdzielisz.
- Idź lepiej do koszar i się podszkol.

Czym prędzej ruszyłem w drogę. W koszarach stał koleś imieniem WolfGang, a koło niego ćwiczyli jakieś klawisze.

- Podobno możesz sprawić, że będę lepiej machał mieczem.
- No niestety muszę szkolić takich lamerów jak ty, no, ale trudno. Chodźmy.

Podążyłem za nim, wszedłem do jakiegoś pomieszczenia.

- Wow, ale macie sprzęt!
- Sam Lord Hugo przywiózł go z kontynentu. No dobra podpinamy go.
- Co mamy mu wgrać? - zapytał Peck
- Podstawowy program na wojownika.
- Ok.

No i już po sprawie, teraz mogę załatwić Valetanio. Ponownie czekałem aż się ściemni i kiedy mój cel wyszedł, podszedłem do niego.

- Znów się spotykamy.
- Tym razem to ja będę górą. A z jaj zrobię ci druty telegraficzne. - odparłem

Wyjąłem mój nowiutki mieczyk z pochwy i pełny nienawiści oraz zemsty rzuciłem się na niego jak dziki ścierwojad. Uniknął ciosu, zaczął machać mieczem, ale wszystkie ciosy odparowałem, nasze miecze skrzyżowały się ze sobą.

- Hmm... nowsza wersja. – wybełkotał Valetanio

Poczym szybkim i zdecydowanym ruchem wbiłem miecz w jego klejnoty. Padł na ziemię. I nagle przed moimi oczami pojawił się napis: Doświadczenie +50. Chyba jakieś zwidy miałem.

- Coś ty żeś mi k**** zrobił!?

I rozpłakał się jak dziecko.

- Nie płacz. Chłopaki nie płaczą.
- Jak ja teraz będę sobie…
- Dobra oszczędź mi tego, nie chcę później chodzić do psychoterapeuty.

Zabrałem jego kosztowności i szybko rzuciłem na niego zaklęcie, Valetanio wstał. Zagadałem do niego.

- Cześć Valetanio, jak leci?
- Co? My się znamy?
- Yyy… nie, przepraszam pomyliłem pana z kimś innym.

Jest, udało się, więc zaklęcie Ignasia działa. Zmyłem się do ustronnego miejsca. Pora na podsumowanie. Wzbogaciłem się dziś o jakiś stary kielich, pierścień, fuj, co to jest, pewnie on to sobie… bleeee. Od razu to wyrzuciłem. Że też on się z tym nie rozstaje nawet na krok. No i jeszcze parę monet, zaledwie 10, resztę przepił. To mi nie wystarczy na oddanie długu Abujinowi. Trudno, będę musiał mu zapłacić w naturze. Ale nie mam „bagiennego”, bez zioła nie da rady. Wiem! Może ten kielich jest coś wart, wtedy mógłbym go sprzedać, ale najpierw muszę walnąć w kimono, bo przecież jest środek nocy. Poszedłem do Hotelu.

- Witam pana, w czym mogę pomóc?
- Oj, dużo rzeczy mogłabyś zrobić.
- Słucham?
- To znaczy... Chciałem wynająć pokój z komputerem i stałym łączem.
- Proszę, oto klucz, pokuj nr 104.
- Ile płacę za noc?
- Hehe, wie pan, najpierw powinniśmy się poznać…
- Nie o to chodzi. Ile za pokuj?
- Yyy… nic pan nie płaci, pokoje są opłacane przez Pały.

No to wypas, udałem się do pokoju, wbiłem się w łóżko i zasnąłem. Wstałem o świcie, włączyłem computra i zainstalowałem GG. Patrzę, a Xardupek jest niedostępny, pewnie znowu się schlał i śpi jeszcze. Trudno, kiedy indziej z nim pogadam. Zauważyłem jakąś miskę leżącą w kącie, podniosłem ją. Hmm… chyba to jest jadalne. Skosztowałem, wydaje mi się, że jest to gulasz, ale trochę nie świeży. A z resztą co może mi się stać... I pochłonąłem całą miskę. Teraz przyszła pora zdać relację Ignasiowi. Udałem się do niego luźnym krokiem.

- Witaj Ignaś.
- I co, udało się? Tylko nie mów, że znów dałeś dupy.
- Tym razem nie. Twój eksperyment powiódł się, gdy rzuciłem na kolesia czar i zapomniał kim jestem.
- Wreszcie udało się, zarobię na tym fortunę. Trzymaj te dwa zwoje, jeśli będziesz chciał więcej, to przyjdź do mnie, a sprzedam ci je po rozsądnej cenie 99,99 sztuk złota. Przy zakupie trzech zwojów jeden dostajesz gratis.

Ale zdzierca, nie dość, że pomogłem mu w eksperymencie, to jeszcze chce tyle kasy za zwój. Teraz muszę sprzedać łup. Udałem się do kupca na targowisku i okazało się, że jest to jakiś bardzo cenny puchar, udało mi się go sprzedać za 170 sztuk złota. Skierowałem się do Abuijina i oddałem mu kasę. Zostało mi 60 złociszy. Od wczoraj nic nie jadłem, oprócz tego starego gulaszu, muszę sobie coś upolować, ale najpierw trzeba przepłukać gardełko. Poszedłem na plac wisielców, wychlałem parę kufli piwska. Zagadałem do jakiegoś kolesia z łukiem.

- Witaj.
- Witaj nieznajomy. O co chodzi? - odparł Bartok
- Szukam kogoś, kto pomógłby mi zapolować na jakieś zwierzaki.
- No w porządku, ale zdobyczą dzielimy się po połowie.
- Ok.
- Let’s fallow me.

Ruszyliśmy. Wyszliśmy z miasta główną bramą i skręciliśmy w prawo. Bartok zauważył Krwiopijcę, wyjął swój łuk i jednym strzałem pozbawił go życia. Ruszyliśmy dalej i zauważyliśmy stado wilków, wyjąłem pajtałę i ruszyłem na nie, a Bartok strzelał z łuku. Zanim dobiegłem do nich Bartok położył na ziemię już trzy, pozostałe trzy należały do mnie. Zamachnąłem się i trafiłem jednego prosto w pysk, odsunął się, wtedy zaatakował drugi, zasłoniłem się rękami, a on nabił się na mój miecz, to znaczyyyy… wbiłem mu go yy... z impetem w brzuch. Dwie pozostałe bestie rzuciły się na mnie, odsunąłem się szybko i potknąłem o jakieś gówno wystające z ziemi, a z ręki wypadł mi miecz. Wiedziałem, że za chwilę skończę swój nędzny żywot i już nigdy nie zapalę „bagiennego”. Wiedziałem, że muszę coś zrobić, tylko co... Gdy wilki miały mnie już pozbawić życia, usłyszałem bulgotanie w żołądku, a wilki na chwilę się zatrzymały, niespodziewanie w jednej chwili poczułem ulgę i wielki huk rozległ się po całym lesie. Zaczęło śmierdzieć niemiłosiernie, wilki pozdychały w mgnieniu oka. Sam nie wiedziałem co się stało, ale po chwili namysłu zrozumiałem. Uporczywy ból brzucha spowodowany był przez gulasz, który zjadłem, a w chwili zagrożenia wszystko to wyszło z tylniej części mojego ciała w postaci gazu bojowego, krótko mówiąc perfidnie się spierdziałem.
- Wow, jak ty to zrobiłeś?
- Oj długo by gadać.
- Proszę, naucz mnie tego.
- Niestety nie mogę, tylko wybraniec jest zdolny do takich czynów.
- Ech, szkoda. To jak z tym polowaniem? Idziemy dalej?
- Pewnie.

Bartok poszedł przodem, zauważyłem jakieś zwierzę w krzakach, wziąłem kamień i rzuciłem w nie. Z zarośli wybiegł cieniostwór, po prostu mnie zamurowało. Stałem w miejscu, kiedy potężny zwierz rzucił się na mojego kompana. Zmiażdżył go jednym kłapnięciem, bestia spojrzała na mnie, stałem jak wryty, potwór zaczął się powoli zbliżać. Ciągle stałem w miejscu. Ruszyłem do ucieczki, a za mną cieniostwór, widząc, że już prawie mnie ma, wskoczyłem szybko na drzewo i wdrapałem się jak najwyżej. Cieniostwór położył się pod drzewem i czekał. Mijały minuty, godziny, zapadł zmrok. Cieniostwór zasnął. Pomyślałem, że to będzie najlepszy moment na ucieczkę.
Ale, ale. Zanim dowiecie się co zrobił bezimienny, zapraszam na krótką przerwę reklamową.


Postanowiłem zejść z drzewa tak, aby nie obudzić cieniostwora. Nieuważnie stanąłem na kruchej gałązce. Nagle usłyszałem łamiące się drewno, na szczęście w porę złapałem się grubej, masywnej gałęzi, ale przy tym wydając krzyk. Hałas było słychać w całym Khorinis. Spojrzałem w dół na cieniostwora, chyba się obudził i otworzył lewe oko. A może to było prawe, zawsze miałem z tym problem. Zerknął na mnie, powoli wstawał swoim ociężałym cielskiem, a potem oddalił się na jakieś 50 metrów i z całym impetem staranował drzewo, na którym bezwładnie wisiałem. Drzewo zaczęło spadać, a ja wraz z nim, lecieliśmy w stronę muru. Pomyślałem, że to dobra okazja na ucieczkę. Żabim skokiem wskoczyłem na mury obronne miasta, niestety niefartownie i spadłem jak kamień w kompot tuż za plecami strażnika, który pilnował paru skrzyń. Uznałem, że jest to dobry moment na spenetrowanie skrzyń. Ehhh… męczyłem się z tym dobrych parę godzin, najpierw próbowałem otworzyć skrzynie pilnikiem do paznokci, później waliłem mieczem, następnie dostałem napadu drgawkowo-padaczkowego i głową rozwaliłem wszystkie kłódki. Znalazłem tam pancerz ze skóry zębaczy. Przyodziałem nowe wdzianko. Teraz trzeba było wyjść, jednak na straży ciągle stał nieugięty Strażnik. Postanowiłem cichaczem się wydostać. Już prawie udało mi się wymknąć, gdy klawisz odezwał się:
- Stój, dokąd idziesz?! Tu nikt nie ma wstępu!
Powoli się odwróciłem i zauważyłem, że strażnik ma zamknięte oczy. Skapowałem się, że koleś lunatykuje, bo w kółko powtarzał "Stój, dokąd idziesz?! Tu nikt nie ma wstępu!". Postanowiłem wykorzystać sytuację, odwdzięczając się za to, że nie chciał mnie wpuścić napisałem mu na plecach "Kopnij mnie!". Udałem się do Bospera żeby, opylić mu parę skór.
-Witaj. Widzę, że nie próżnowałeś i zdobyłeś dla mnie skóry wilka. Jeżeli chcesz możesz być moim pomocnikiem. - Uśmiechnął się szczerze i suszył zęby w moją stronę.
- W sumie czemu nie? Mogę być twoim popychadłem.
- Świetnie, tylko jest jeden, maluteńki problem.
- Jak zawsze…
- Musisz przekonać jeszcze trzech innych mistrzów do siebie. Widząc twój ryj będzie to trudne, lepiej załóż papierową torbę, powinno pomóc.
Tak właśnie zrobiłem. Thorben zajęty był pracą, podszedłem do niego:
- Hej.
- Aaaa! Co to do cholery?! Przestraszyłeś mnie w tej torbie, nie wygłupiaj się, zdejmij ją!
- Lepiej nie.
- No zdejmuj.
- Jak chcesz.
- Aaaaa! Dobra, ubieraj ją z powrotem!
- Przecież miałem zdjąć.
- Szybko zakładaj ją na ten łeb!
- Dobra, dobra, po co się tak denerwować?
- Nie gadaj, tylko zakładaj! - Zrobiłem jak mi kazał i ukazały się nowe opcję dialogowe...
- Chciałeś żebym zawału dostał?!
- Nie. Przybyłem cię przekonać bym mógł być czeladnikiem Bospera.
- Czy wierzysz w potęgę Innosa i równowagę Adanosa i czy codziennie przed pójściem do łóżeczka robisz to, co każdy pobożny człowiek powinien robić?
- No, co ty! Ja?! Może raz, ale to przez przypadek… ja po prostu chciałem zobaczyć jak to jest… - Zacząłem plątać się w zeznaniach.
- Zbereźniku chodziło mi o modlitwę. - Wszystko stało się jasne.
- Musiałeś się pomyli...
Nie tłumacz się. Musze cię uduchowić, idź po błogosławieństwo do Vatrasa i Darona.

"Chyba już mogę zdjąć moją stylową torbę." - Pomyślałem. Poszedłem spotkać się z Vatrasem.
- Elo ziomek.
- Witaj przystojniaczku.
- Dawaj mi błogosławieństwo i nie pieprz!
- Nie tak szybko, najpierw musze się czegoś o tobie dowiedzieć milutki.
"Zaczynam mieć wątpliwości, co do jego świętości..." - Powiedziałem sobie w myśśmiech.
- Ok, tylko szybko.
- Kim jesteś?
- Jestem chrząszczem..
- Skąd przybywasz?
- Z daleka.
- W jakim celu tu przybyłeś?
- W celu handlowania bagiennym.
-Hm, więc tak: Jesteś chrząszczem, który przybywa z daleka, by handlować bagiennym. Patrząc na ciebie brzmi to dość prawdopodobnie, ale coś mi tu śmierdzi, powtórzmy, tylko tym razem mów całą prawdę, samą prawdę i tylko prawdę. Wiedz, że możesz mi zaufać, to co się zdarzy tutaj, nie wyjdzie spoza naszego kręgu...
- Kim jesteś?
- Jestem byłym więźniem. - Odpowiedziałem nie mając wyjścia.
- Skąd przybywasz?
- Z Doliny dla obłąkanie chorych (DDOC).
- W jakim celu tu przybyłeś?
- Xardupek Nekrofil przysłał mnie bym wytępił czające się zło w DDOC.
- Więc tak: Jesteś zbiegłym skazańcem z Doliny dla obłąkanie chorych i przybyłeś zniwelować czające się zło w Górniczej Dolinie. No, no, na taką ściemę właśnie czekałem, trochę za bardzo wybujana, ale może być, otrzymujesz moje błogosławieństwo. W imieniu Adanosa ble, ble, ble...

Gadał i gadał, pomyślałem, że w między czasie udam się do Darona.
- Witam wędrowcze, czy nie chciałbyś wspomóc datkiem naszego zakonu?
- Nie. - Odrzekłem po chwili wahania.
- Czego chcesz? Odpędzasz mi kasiastych obywateli.
- Przybyłem po błogosławieństwo
- To co innego. Nie obejdzie się bez kasy, hihi...
- Ile?
- Zobaczymy co tam masz...
- Odczep się! Pokazywałem jak byłem mały, teraz mam uprzedzenia.
- Chodzi mi o kasę.
- Aha.
- Masz niezłą sumkę.
- Argh. Skąd to masz?
- Co?
- Bagienne.
- Top Secret.
- Proszę daj mi trochę bagiennego, dam ci wtedy błogosławieństwo.
Cholera, musiałem mu dać. Z żalem rozstałem się z dwoma świeżo skręconymi blancikami.
- Daję ci me błogosławieństwo. A teraz spieprzaj mi stąd.
Odchodząc od niego usłyszałem jak mówi do bagiennego "Maj pressiess" i patrzał się na nie zachłannym wzrokiem.

Thorben zgodził się. Yeah, trzeba to oblać. Udałem się do dzielnicy portowej idąc uliczkami zauważyłem jakieś zbiorowisko ludzi, podszedłem do nich, nie mogłem zobaczyć co się dzieje, bo tłum był zbyt gęsty. Nagle ktoś pomógł mi dostać się do środka i wypchnął mnie na sam środek zbiorowiska, w tej chwili pewien koleś ogłosił:
- Mamy nowego zawodnika!
- Hej, o co chodzi?
- Chłopie, spadłeś mi z nieba, miała się odbyć tu walka, ale koleś, z którym miałem walczyć stchórzył. Będziesz walczył za niego?
Patrząc na posturę tego goście i jego rynsztunek bojowy zgodziłem się z chęcią gdyż mogłem wypróbować mój nowy pancerz.
- Jasne, potrzebuję tylko od ciebie 50 sztuk złota. Jak wygrasz bierzesz 100 zł. Jak przegrasz to adios amigos!
- Proszę, oto 50 sztuk złota.
- Zaczynamy przedstawienie! 600V puść bit, puść bit.
Rozległ się huk bitów, bassy brzmiały nieprzeciętnie, wtedy zaczęło się przedstawienie.
- Yo, ja jestem Alrik i na wściekłych ścierwojadach jeżdżę, możesz mnie jechać, ale tak naprawdę twoje ścierwa to nie weta, twoje wściekłe ścierwojady szybko przymnie znikną! Jesteś chrząszczem, jesteś już słaby, jesteś już legendą, więc uciekaj z Khorinis chłopaku!
"Co to do cholery miało być? Moda na sukces?" - Pomyślałem.
Już miałem się wycofać, gdy ktoś w czarnej szacie z założonym kapturem, powiedział:
- Uwierz w swoją moc. - Poczym chuchnął we mnie bagiennym dymem wypalonego przed chwilą świeżo skręconego bagiennego. W jednej chwili zrozumiałem po co tu jestem i co mam zrobić.
- Yo, jak ty masz na imię krecie?
- Alrik.
- Mam dla ciebie prezent, przyjechałem na tą imprezę specjalnie, by pokazać ci, że robię to banalnie. Łatwopalnie jaram bagienne, gęsta mikstura, nie kity w takich ilościach, przy których ty robisz się całkiem zielony. Nie patrz się na ziemię, patrz mi prosto w twarz, chyba krecie mnie bardzo dobrze znasz? Ja jestem Noname.
Tłum oszalał, na koniec zrobiłem trik Jacksona, kobiety piszczały. Były wniebowzięte. Dostałem 100 złociszy jak było mówione i udałem się na łyk chłodnego browara. Podszedłem do baru:
-Tyskie mocne z lodówki proszę.
- Się robi szefie.
Po chwil dostałem chłodny browar. Usiadłem koło Javrisa i zagadałem do niego, bo co to za przyjemność sączyć napój samemu.
- Nie chce mi się z tobą gadać. - Spojrzał krzywo i mruknął pod nosem, gdy się dosiadłem.
Musiałem obyć się bez towarzystwa. Pełen siły udałem się do kolejnego mistrza Matteo.
- Wassup?
- Wassup? - Odparł.
- Wasssup? - Jego służąca.
- Wassssup? - Matteo zrobił się cały czerwony, pomyślałem, że nie będę gorszy i...
- Wassssssssup?!
- True, true.
W tej chwili padłem na ziemię z braku tchu. Kolo podbiegł do mnie i mnie ocucił.
- To było dobre. Respect! Co cię tu sprowadza?
Szybko wstałem otrzepałem się z kurzu i rzekłem:
- Musisz mi pomóc dostać się do Górnego Miasta.
- Oto, co musisz zrobić, zeby uzyskać mą zgodę...
Zadanie jest dość proste, muszę tylko odzyskać 100 sztuk złota od siostrzenicy Thorbena.

- Witaj baby. Podobno wisisz kasę Matteo. Dawaj ją i nie będzie problemu.
- Nie mam pieniędzy... - Zaczęła mi się zwierzać i paplać coś o swoim ukochanym, który zatonął gdzieś na morzu. Miałem już tego dość.
- Koniec pieprzenia, dawaj kasę albo ci ryj skapiszonuję!
- Oddam ci się, jeśli za mnie zapłacisz...
- Kusząca propozycja, ale jestem jeszcze winny kasę Abuyinowi.
- Nie ze mną te numery.
- Bierz i wynoś się z mojej chaty!

Matteo był zadowolony i zgodził się mnie poprzeć. Teraz został mi tylko Harad i Constantino.
- Witaj Haradzie, chcę być czeladnikiem u jednego z mistrzów.
- Rozumiem, ale najpierw musisz mi udowodnić, że nie uciekniesz przy pierwszej okazji, kiedy Orkowie zaatakują miasto.
"To będzie trudne" - pomyślałem.
- Zdobądź dla mnie orkowy topór.
On umilkł, ja przestałem mlaskać, bo właśnie jadłem udko ścierwojada, patrzyliśmy sobie prosto w oczy i... wyryłem go:
- Hahahaha... hahaha. :]
Co on sobie myśli, mam 3 level i jestem w 1 rozdziale, a on zadaje mi takie zadanie, chyba go powaliło. Zatem udałem się do Constantina:
- Strzała ziom.
Koleś mnie chyba nie usłyszał, więc powtórzyłem. Wciąż nic, dlatego przywaliłem mu lagą w dupę z całej siły.
-Zuris, to ty, czekałem na ciebie. Mam dla ciebie niebieską tabletkę, która sprawi, że będziemy... - Wypowiadając te słowa odwrócił się i zauważył, że to nie Zuris tylko ja i przerwał dość interesującą wypowiedź.
- Co ty u licha tu robisz!? Co słyszałeś? Czego chcesz?
- Nic nie słyszałem - odpowiedziałem śmiejąc się pod nosem. - Chcę być czeladnikiem u jednego z mistrzów.
- Zwisa mi to, możesz być czeladnikiem u kogo tylko chcesz.
- A co byłoby jakbym chciał być twoim pupilkiem?
- Jestem już zajęty.
- Chodzi mi o bycie czeladnikiem.
- Aha, rozumiem, rozumiem.
Głupio szczerzył do mnie zęby i podał mi listę, na której były zawarte wszystkie zioła, które musiałem zebrać. Udałem się za południową bramę w krzaki (bynajmniej nie po to, o czym myślisz młody człowieku) po roślinki. Zacząłem zbierać, woreczek stał się już prawie pełny, nagle usłyszałem jakieś dziwne chrumkanie, szybko schowałem woreczek z ziołami i wyciągnąłem miecz, mój zmysł słuchu stał się w tej chwili niezwykle czuły i w mgnieniu oka zlokalizowałem niezidentyfikowany obiekt chrumkający. Ten dziwny dźwięk pochodził z krzaków, wziąłem rozpęd taki, jaki się robi w kreskówkach, jakiś czas przebierałem nogami w miejscu, ale opłaciło się, wystartowałem jak rakieta, wbiłem się w gęste zarośla i zblazowany zatrzymałem się przed parą kretoszczurów, które akurat miały gody. Kretoszczur przerwał chrumkanie i zszedł z samicy z rozłoszczoną miną, w tej chwili przypomniało mi się powiedzenie mojego dziadka: "Niezaspokojony kretoszczur to zły i niezaspokojony kretoszczur" i jego opowieść jak dorwał go właśnie taki zwierz, później przez miesiąc dziadzia nie mógł usiąść na swoim fotelu. Próbowałem się wytłumaczyć:
- Panie Kretoszczurze, bardzo przepraszam, że przerwałem panu i pana szanownej małżonce tak intymną sprawę.
- Chrum, chrum.
- Mam nadzieję, że nie pogorszy to naszych stosunków.
- Chrum?
- Ufam, że zapomnimy o tym i każdy pójdzie w inną stronę.
Odwróciłem się i wolnym krokiem oddaliłem się od pary kretoszczurów, po dwóch metrach z krzaków usłyszałem: "chruumm!". Brzmiało to jak okrzyk bojowy, poczym zły i niezaspokojony kretoszczur pobiegł za mną. Pędziliśmy razem, ja w prawo - on w prawo, ja w lewo - on w lewo, ja stanąłem - on dalej biegł. To był zły pomysł, przez tą nieudaną zagrywkę taktyczną kretoszczur deptał mi już po piętach. Biegłem ile sił w nogach, aż do chwili, gdy zahaczyłem nogą o dziurę w pniu drzewa, zrobiłem parę fikołków i zaliczyłem glebę, szybko się skuliłem w kłębek i tylko czekałem na to samo, co zrobił inny niezaspokojony kretoszczur mojemu dziadkowi. Czekałem na to, co miało zmienić moją psychikę na zawsze i wieczne wizyty u psychoanalityka, czekałem na to... I tu oprzytomniałem, zacząłem się zastanawiać dlaczego kretoszczur nie wykorzystuje takiej sytuacji, może znęca się nade mną psychicznie. Powoli odwróciłem się i zacząłem wstawać, w tej chwili usłyszałem takie samo chrumkanie jak na początku, wyprostowałem się i zauważyłem jak kretoszczur leży na pniu, o który się przewróciłem i robi rytmiczne ruchy swoim zadkiem. Pomyślałem, że to dobry moment, by się wycofać. W ten sposób Ja byłem cały i kretoszczur syty. Niedaleko w zarośśmiech błysnęło mi w oko jakieś światło, podszedłem bliżej i zauważyłem, że za krzakami jest jaskinia, a w niej upragniony topór, który chce mieć Harad. Prędko go wziąłem i udałem się za mury Khorinis, bo wrażeń na dziś mam już dość. Nie wiem dlaczego, ale po drodze nie spotkałem żadnego wilka, czy ścierwojada. Zerknąłem na listę i wydedukowałem, że brakuje mi jeszcze szczawiu królewskiego, ale na samym dole było coś napisane drobnym maczkiem, wyjąłem moje binokle (tylko proszę się nie śmiać, nic w tym śmiesznego, że ktoś nosi okulary). Pisało tam tak: "Aby sprawdzić czy twój wybranek jest ciebie godzien, daj mu tą listę i niech zbierze wszystkie afrodyzjaki podane na niej.".
Te słowa od razu mnie zniechęciły. "Kto by pomyślał, że taki zgred może się bujać we mnie, chociaż z drugiej strony jestem przecież przystojny, fotogeniczny... O czym ja gadam? Nie ma mowy, nie zbieram już tych afrodyzjaków.". Poszedłem do Constantin i poinformowałem go, że nie znalazłem wszystkich "ziół", a ten się bardzo zasmucił.
- A czy znalazłeś Szczaw Królewski?
- Niestety nie.
- Tylko dzięki niemu mogę sporządzić niebieskie tabletki, które uszczęśliwią mnie i Zurisa.
W tej chwili pomyślałem o niezaspokojonym kretoszczurze.
- Chyba widziałem szczaw królewski niedaleko ścieżki prowadzącej do latarni.
- Co!? To świetnie!
Pognał w to miejsce. Skoczyłem szybko do Harada i dałem mu orkowy topór.

- Jak ty to zrobiłeś? Nie sądziłem, że takie gówienko może zabić orka.
- Nic prostszego, jak się ma tyle siły, co ja...
Wszyscy już się zgodzili, udałem się do Bospera, by oznajmić mu o zdobyciu zezwolenie wszystkich mistrzów. Z zadowoleniem Bosper przyjął mnie na swego czeladnika i optymistycznie zachęcił mnie do pracy:
"Rusz dupę w kroki i przynieś mi skóry albo z jaj zrobię ci druty telegraficzne!"
Wyszedłem z chaty i zaczepił mnie Rangar:
- Słyszałem, że pokazałeś Valetaniowi kto tu rządzi, trzymaj od mnie pierścień. Wziąłem go, kiedy przywaliłem Valetaniowi, Mam do ciebie prośbę, jeśli spotkasz kogoś, kto dał mu w pysk, przekaż mu ten pierścień.
-Nie ma sprawy.
Obejrzałem ten pierścień i był on cały biały, zaciekawiło mnie to, bo nie znam żadnego takiego kruszcu. Poszedłem oblać przyjęcie mnie jako czeladnika do "Karczmy pod Kretoszczurem", nawet nie zauważyłem, że było już ciemno. Przed wejściem do karczmy stanąłem, aby podziwiać pełnię księżyca i rozgwieżdżone niebo. Minęło parę chwil i usłyszałem w ciszy rozlegające się gdzieś za murami miasta krzyki: "Chrumm, chruumm! Yeah!" był to znak, że Constantino znalazł Niezaspokojonego Kretoszczura, na pewno jest teraz szczęśliwy. Podszedłem do Barmana i zamówiłem browca dla mnie i dla Valetanio, miałem humorek i chciałem trochę się powygłupiać.
- Proszę podać jeszcze jednego piwko temu panu przy stole.
- Na pewno?
- Tak.
- Lepiej niech pan z nim nie rozmawia, ostatnio do mnie zagadał i tak mnie zdenerwował, że wlałem mu w papę..
Przerwałem mu natychmiast, bo przypomniało mi się o pierścieniu, który dał mi Rangar.
- Trzymaj ten pierścień i daj go następnej osobie, która wleje Valetaniowi, rozumiesz?
- Czy to jest jałmużna?
- Nie! Po prostu daj to następnej osobie, która obije mordę temu gościowi.
- Aha... chyba rozumiem.
- No wreszcie.

Podszedłem do Valetanio i zacząłem jakąś smętną gadkę. Po niezrozumianej paplaninie z mojej i jego strony zaczęliśmy nadawać na tych samych falach, zacząłem go słuchać, gdy...
- Wiesz co się stało?
- Nie wiem, ale mogę zgadywać.
- Jest to różowe, wychodzi tylko wieczorem i ma białe wąsy.
- Nie wiem...
- Ja też! Hahaha!
- Hahaha.
Chwila ciszy.
- Wiesz co się stało?
- Nie wiem, ale mogę zgadywać.
- [...]
- Ja też! Hahaha!
- Hahaha.
Chwila ciszy.
- Wiesz co się stało?
- Nie wiem, ale... (W tej chwili odbiło mi się i nie mogłem dokończyć zdania.)
- Zgubiłem mój kielich, byłem bardzo do niego przywiązany.
- A czy wyglądał on tak? - Wyjąłem kielich, który ukradłem mu jakiś czas temu.
- O, tak! Właśnie tak on wygląda. Nie znalazłeś może takiego kielicha?
- Nie...
- Trudno.
Przesiedzieliśmy tak parę minut w całkowitej ciszy, nagle oświeciło mnie.
- Chyba mam twój kielich!
- Naprawdę?
- Chyba tak. Zresztą sam zobacz.
- Nie jestem pewien czy to ten.
- Jak to nie, przecież sam ci go ukradłem wczoraj...
- Skoro tak mówisz.
- Możesz go od mnie odkupić
- Ile chcesz za te majty?
- Nie majty, tylko kielich.
- Aha! To chodzi o kielich. Tak, rozumiem.
- To ile za niego?
- 80 złociszy.
- Co?! Ten kielich jest o wiele więcej wart, ja daje za niego 100 sztuk złota.
- 110 albo ci go dam za darmo.
- O nie! Ja daję 120!
- Sprzedane! Trzymaj swój Kielich.
- Ale ja nie chciałem kielicha, ja chciałem majty!
- Skoro tak sobie życzysz. Poczekaj chwilę... - Udałem się chwiejnym krokiem w stronę toalet, zamknąłem się w kiblu i ściągnąłem swoje majty. - Trzymaj majty, a teraz kasa.
- Dobrze, oto 120 sztuk złota, tak jak było mówione.

Trudno było mi rozstać się z moimi majtami, ponieważ posiadałem je od momentu gdy wleciałem do DDOC. Miałem już taką śrubę, że ledwo co stałem i postanowiłem, że będzie to dobry moment, by udać się do wyrka. Wyszedłem z Karczmy i zauważyłem Constantina jak wracał do swojej chatki, był w opłakanym stanie, całe ubranie miał postrzępione, parę siniaków, jednak wyglądał zdumiewająco szczęśliwie. Gdy już dotarłem do Hotelu, stanąłem (przynajmniej tak mi się wydawało) przed łóżkiem, rzuciłem się na nie. Niestety, trafiłem na podłogę obok łóżka...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość






PostWysłany: Nie 9:38, 21 Maj 2006    Temat postu:

Very Happy Laughing Dobre, wręcz śmieszne
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Błękitna Gildia Strona Główna -> Luźne tematy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 11, 12, 13 ... 15, 16, 17  Następny
Strona 12 z 17

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Bluetab template design by FF8Jake of FFD
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin